03:25 | Posted in ,
Siadłam do komputera z silną potrzebą, nie tyle pisania, ile wakacji. Pracuję od siedmiu miesięcy z mała przerwą na grypę, bez podwyżki i bez awansu. Potrzebuję bodźca, żeby przynajmniej zarabiać na życie spokojnie, a o pasji wspomnę tylko. Wina, igrzysk i wakacji potrzeba ludziom pracy. Siedem długich miesięcy bez odpoczynku potrafi doprowadzić człowieka do szaleństwa, zwłaszcza kiedy dzieli się jedno biuro z czarnoskórym bosem kamerunskim, który przychodzi by wydać rozkazy, wygłosić niezadowolenie i poczatować na zbereźne tematy.
Podobno istnieje jasna strona we wszystkim. W tym przypadku niestety nie potrafię odnaleźć takowej. Facet nie potrafi zastosować czasownika w formie czasu przeszłego i zupełnie nie używa słowa „proszę” przez co, kiedy zwraca się do mnie brzmi bardzo plemiennie: „e, give me”. Wtedy ja posłusznie i po kolei wskazuję na wszystkie sprzęty w biurze i kiedy trafiam na właściwą – spinacz – wypowiadam głośno „a stapler”. Przy Brytyjczyku w pracy dziś mówiłabym nienaganną angielszczyzną z dobrym akcentem.
Boję się, że podświadomie sabotażuję pracę. Jakby przestaje mi zależeć. Noszę się z zamiarem zmiany zajęcia, ale wolałabym złożyć wypowiedzenie, niż być zwolnioną. Niestety jak na złość wszystko się sypie. Poddaję się zmęczeniu, tymbardziej teraz, kiedy boss postanowił zmienić lokalizację firmy. Piękna okolica Canary Warf, ale biuro mieści się na zapleczu tego piękna blisko siedliska Hindusów, gdzie okoliczne parki zapraszają do siebie stertą śmieci i życzą udanego wypoczynku, gdzie nie ma żadnego z moich ulubionych sklepów z żywnością, a w hinduskich klitkach uwiadczyć można jedynie batoników popularnych na całym świecie firm.
Category: ,
��

Comments

0 responses to "Praca w Londynie"