Dla samo-utrzymującej się Polki praca dla Araba, Hindusa, czy Turka - generalizując to nienajlepsza opcja. Pracowałam nieco w biurze w firmie hinduskiej i właściwie w pewnych aspektach problemy w pracy nie różnią się zbytnio od zwykłej roboty w barze z kanapkami, również u Hindusa. To, co wiem z opowiadań... i mogę porównać. W tej ocenie jestem utwierdzona. Natomiast pracę u Araba zaliczyłam i póki co po dwóch dniach mam dosyć. Trzymał mnie na rozmowie kwalifikacyjnej 3,5 godziny. Kiedy użyłam w wypowiedzi słowa 'organizm' zrozumiał 'orgazm' i trzymał się wersji, że o to mi chodziło. Musiałam w słowniku mu pokazać, że słowo 'organizm' istnieje w rzeczywistości. Zmęczoną i półśpiącą podrzucił na stację metra. Około północy byłam w domu. W pracy u niego nie mogłam zjeść kanapki, nie mówiąc o bananie, bo przyglądał się badawczo. Nie stronił od obleśnych uwag. Wszystko wydawało sie w miarę stonowane, ale z czasem im bardziej o tym myślę tym bardziej nie mam ochoty oglądać jego twarzy. Tymbardziej, że pracowałam już w innych firmach i wiem jak kontakty w pracy powinny wyglądać. Do tej pory upominam się o pieniądze... nie tak powinna rzecz wyglądać, żeby upominać się o zarobki.
W jednej z takich firm poznałam jednak świetnych ludzi. Ten sam los zawodowy nas połączył. Do tej pory kontaktujemy się ze sobą i wychodzimy wspólnie na obiady. Dwójka moch ulubieńców: Lilly - mormonka z Australii i Khaliff - chłopak o bystrym umyśle z Malezji.








0 responses to "Ku pamięci..."